Póki co wykorzystuję czas, który mam i stosunkowo niewielki brzuszek, tworząc wszystko, co tylko do noworodkowych sesji może mi się przydać. Tak oto niedawno prezentowałam wam gniazdo z sowią czapeczką a dziś pokażę nowe dzieło. A to dzieło przez wielkie "D", ponieważ robiłam je ponad rok. A przynajmniej zaczęłam robić rok temu.
W zeszłe wakacje umyśliłam sobie zrobić tratwę. Teść w dobroci swego serca ściął dla mnie pół drzewa, mąż pociął gałęzie na równe części, a ja "obrałam je ze skóry" zgarniając przy tym kilka odcisków. Później badyle woziły się w aucie, leżały w piwnicy, a nawet o mało nie zostały unicestwione podczas przeprowadzki. Historia jednak dobrze się kończy, bo finalnie dokończyłam dzieła i w końcu mam swoją wymarzoną tratwę. W przypływie emocji uszyłam do niej małą girlandę, a nawet wycięłam mały stateczek (no dobra, mąż wyciął... ja pomalowałam :-P) A więc kończąc te rodzinne historie i dziękując wszystkim, którzy przyczynili się do spełnienia mojego marzenia, przedstawiam wam ją- tratwę idealną. Ot co!
Wygląda uroczo! Na sezon wakacyjny będzie w sam raz :) Pozdrawiam, Paulina :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładna tratwa. Podziwiam kreatywność
OdpowiedzUsuńCudne te dekoracje. Na pewno zdjęcia z nimi wyjdą przepięknie :)
OdpowiedzUsuń