Kupujemy suknię ślubną

Po wpisie o organizacji ślubu w plenerze (TUTAJ) czas na wpis o podobnej tematyce- wybór sukni ślubnej!
Jeśli już zdecydowaliście się czy ślub będzie w kościele/urzędzie czy w plenerze czas na dalsze przygotowania. Wyzwań będzie sporo, a dziś opowiem Wam jak to jest z tymi sukniami :-)



W większości poradników i na stronach weddingowych można przeczytać że organizację ślubu i wesela najlepiej zacząć około 2 lat wcześniej. Być może. My mieliśmy pół roku i było wystarczająco czasu. Poszukiwania sukni zaczęłam wiosną. Nie chciałam robić tego w zimie ponieważ byłoby mniej komfortowo- dużo ubierania i rozbierania, płaszcze, czapki, szaliki no i zabłocone buty. Bałabym się, że coś wybrudzę. Oczywiście mogłam sobie pozwolić na taką zwłokę, bo dokładną datę ślubu zaklepaliśmy dopiero w marcu, więc wcześniej nie zajmowałam się suknią.

Warto pamiętać by na przymiarki chodzić z kimś zaufanym i obiektywnym. Kimś kto Cię zna, Twój temperament, styl, kto doradzi pod Ciebie, a nie pod siebie. I warto by tych osób nie było za dużo. Jeśli weźmiesz wszystkie swoje koleżanki możesz być pewna, że utoniesz w gąszczu opinii.
Mój wybór był oczywisty- Mama. Nie miałam wówczas innej przyjaciółki, która byłaby dla mnie równie ważna i która znałaby mnie tak dobrze. Moja mama ma też to do siebie, że jest szczera. Nigdy nie chwali jeśli nie ma ku temu powodów. Nie stroni też od krytyki.

Na początku szukałam ofert w internecie. Sporo dziewczyn ogłaszało się, że sprzeda swoją suknię, choć często też ceny tych sukni były wyższe niż w salonie. Jednak jedna wpadła mi w oko. Gorsetowa, w typie księżniczki, na cienkim ramiączku. Na zdjęciach tamta panna młoda wyglądała w niej bajecznie. Rozmiar 38, cena dość przystępna. Jedziemy! Co prawda aż pod Wrocław, ale co tam. Na miejscu czar prysł. Suknia zamiast śnieżno-białej była szaro-buro-kremowa. Może i rozmiar 38, ale jak się później okazało szyta na miarę. I choć w talii mogłam ją mocniej ściągnąć biusty zmieściły by mi się ze 3... Dobrze, że moja mama zna się trochę na szyciu- od razu wskazała miejsca, których nie będzie można dopasować. Po tej wycieczce wiedziałam już czego nie chcę!
Obiecałam sobie- nigdy sukni z gorsetem, bez ramiączek i z satyny [?] (połyskliwego gładkiego materiału).


Po powrocie do Bytomia wybrałam się z mamą na miasto. Miała coś do załatwienia u jakiejś krawcowej. Okazało się, że szyje również suknie ślubne. Kilka miała na wystawie, ale żadna mnie nie urzekła. Jedna wyglądała ciekawie- ekri, z paskiem w talii, na ramiączkach, a cały materiał pokryty był wzorkiem jakby w złotą koronkę. Była urocza, ale także... zbyt skromna. Skoro ślub miał być taki wyjątkowy to i suknia musiała pasować. Ta była by idealna na garden party. Ale ten salon również mnie czegoś nauczył. Wiedziałam już czego chcę!


Suknia koniecznie biała, czysto biała (to wiedziałam od początku, ale po tej przymiarce się upewniłam), ramiączka- dla mnie wygoda jest równie ważna jak wygląd, i dodatki z koronki- według mnie dodaje uroku, klasy i delikatności. Z takim nastawieniem wyszłam z salonu.

W kolejnym doznałam olśnienia! Pośród kilkunastu sukien była ta jedyna! Śnieżno biała, w typie księżniczki, z pięknym koronkowym gorsetem. Koronką był też wykończony dół, i delikatne ramiączka w poprzek ramion. Była naprawdę śliczna. A! i jeszcze koronka na gorsecie się mieniła! Jak ją ubrałam wyglądałam jak... wielka beza! Była lekko za mała, ale pani sprzedawczyni twierdziła że da się poszerzyć. Tak jej zależało na sprzedaży że była gotowa opuścić dla nas cenę z ponad 3000 na 1600! Moja mama wiedziała już, że to nie to. Pani nawet nie pozwoliła zrobić zdjęcia, twierdząc, że salon ma tak ekskluzywne suknie, że nie mogą pozwolić sobie na podrobienie.... I choć na manekinie była naprawdę piękna, na mnie po prostu nie pasowała. Nie skreślałam jej jednak całkowicie. Stwierdziłam, że jak nie znajdę lepszej to kupię tą, dam poszerzyć i zrezygnuję z biżuterii, żeby nie przesadzić. Z takim też nastawieniem wyszłam z salonu. Na odchodne pani poinformowała nas, że obniżka będzie obowiązywać tylko w ten dzień, jak wrócimy w następnym to już będzie pełna cena...

Odwiedziłyśmy kolejny salon, tym razem krótko. Pani oferowała suknie z Ameryki, za niebotyczne sumy! Pół wesela bym opłaciła za jedną suknię. Co więcej na mój gust wcale nie powalały.

W międzyczasie odwiedziłyśmy jeszcze koleżankę mamy, która parę miesięcy wcześniej brała ślub i dała mi przymierzyć swoją suknię. Choć kształtu "rybki" w ogóle nie brałam pod uwagę, no i koloru, jednak fajnie było się zobaczyć w takiej. Nawet mi się podobała, tylko mój brzuszek pozostawiał wiele do życzenia i czułabym się niekomfortowo wiedząc, że mój mankament jest uwidoczniony.


W drodze do domu odwiedziłyśmy jeszcze jeden niepozorny salon. Znajdował się on w bocznej ulicy za centrum, czasem jak tam przechodziłam, to zaglądałam przez szybę i nigdy nic mi się nie podobało. Ale mama stwierdziła, że nic nam się nie stanie jak wejdziemy. Sceptycznie nastawiona obejrzałam suknie na manekinach. Żadna mi się nie podobała. Większość w ogóle odpadała na starcie. Jedynie jedna przykuła moją uwagę- była biała i w typie księżniczki. Nic poza tym się nie zgadzało z moim ideałem- bez ramiączek (nienawidzę sukienek bez), bez koronek, z gorsetem... Ale bardzo miła i gadatliwa pani już zdążyła ją zdjąć z manekina i naszykować do zmierzenia! Nawet nie wiem kiedy! No cóż, z grzeczności nie odmówiłam. Założyłam ją i... TO BYŁA TA! Mama spojrzała na mnie i szeroko się uśmiechnęła. Od razu zaczęła wyliczać jej zalety- wyszczuplała mnie, pasowała idealnie! i w biuście i w talii, gorset idealnie leżał, pomimo braku ramiączek świetnie się trzymała tiule dodawały jej lekkości... Z ust mamy płynęły ochy i achy! ;-) Ja wciąż jednak upierałam się, że ramiączka muszą być i koniec. Pani ekspedientka z uśmiechem na ustach dodała, że przeróbki są wliczone w cenę sukni. Co więcej też zaproponowała rabat, jak w poprzednim salonie. Zostawiłyśmy więc zaliczkę i suknia miała czekać do lipca- wtedy miałyśmy ustalić ostateczne przeróbki.
Tu mam jeszcze założone koronkowe bolerko i okropny welon!
Jak się później okazało przy tejże przymiarce, że jednak ramiączek nie chcę! Suknia leżała mi tak dobrze, co więcej pani zaproponowała komplet biżuterii z kryształków Swarovskiego, który pasował idealnie! Tak więc suknię odebrałam bez żadnych przeróbek. Przed ślubem musiałam ją dobrze ukryć by mój narzeczony jej nie widział. Nie miało to żadnego związku z różnymi przesądami, po prostu chciałam by do dnia ślubu nikt jej nie widział poza mamą.




Cały ten salonowy maraton trwał jakieś 1,5h. Więc jeśli nie jesteś jakąś bardzo niewymiarową kobietą zapewne kupienie sukni nie sprawi Ci większych problemów i możesz to zrobić na kilka miesięcy przed uroczystością. Jeśli datę ślubu ustaliliście np za 2 lata nie polecam kupowania sukni już teraz. No chyba że jesteś na milion procent pewna swojego wyboru. Przez 2 lata dużo się może zmienić- gust, rozmiar, upodobania, możesz zajść w ciążę, przytyć, schudnąć, albo zwyczajnie stwierdzić, że jednak w ekri Ci ładniej. Warto więc przez ten czas rozglądać się, mierzyć, czytać, wybierać, ale poczekać jeszcze z ostateczną decyzją.

Jeśli nastał już ten czas i przed Tobą stoi to bardzo przyjemne i ekscytujące zadanie- moja rady:


Nie bój się mierzyć. Nawet jeśli coś z początku nie wzbudza w Tobie większych emocji, może się okazać, że na Tobie nabierze magii i odwrotnie- śliczna suknia z manekina może okazać się zupełnie nietrafioną dla Ciebie. Jestem tego żywym dowodem ;-)
Nie żałuję ani jednej przymiarki, choć każda z nich była bardzo zniechęcająca, jednak dzięki nim wiem, w czym mi jest dobrze, a w czym nie.

Daj sobie czas, nie ustalaj granic. Tak naprawdę wszystkie te przygotowania szybko miną i wkrótce za nimi zatęsknisz. Nie śpiesz się więc. Każdą przymiarkę traktuj bardzo poważnie, przyglądaj się każdej sukni, analizuj jej walory i mankamenty. A gdy znajdziesz tą wymarzoną- na pewno to poczujesz.

Pamiętaj o butach! Mierząc suknię weź pod uwagę dodatkowe centymetry jakie Ci przyjdą po założeniu butów. Ja miałam bardzo mały obcas bo i tak jestem wysoka, ale jeśli planujesz większe obcasy koniecznie uwzględnij to przy przymiarkach, żeby potem nie było "wody w piwnicy"

Spełniaj marzenia. Każdy kto będzie przy Tobie podczas przymiarek będzie Ci doradzał, zarówno osoby Ci towarzyszące jak i sprzedawcy. Każdy z nich ma swój gust i swoje poglądy, rozważ więc ich uwagi, ale ponad nimi postaw swoje. To jest TWÓJ wielki dzień, prawdopodobnie jedyny taki w życiu, więc jeśli od dziecka marzyłaś by być księżniczką- zrób to. Nie przejmuj się jak sprzedawczyni Ci powie, że to już nie modne, koleżanka, że jesteś za stara, a w gazecie napiszą, że to kicz. Ty masz w tym dniu czuć się wyjątkowo. Nikt go za Ciebie nie przeżyje, więc nie pozwól nikomu podjąć ostatecznej decyzji za Ciebie.

Mam jeszcze pytanie do wszystkich szczęśliwych mężatek- co zrobiłyście z suknią po weselu- sprzedałyście, czy trzymacie w domu?
Ja miałam układ z panią z salonu, że mogę przynieść do nich, oni ją wyczyszczą i odnowią (moja była naprawdę bardzo zniszczona) i wystawią na sprzedaż za pół ceny, które dostanę.
Trochę żal mi było ją oddawać, ale uważam trzymanie jej za niepraktyczne- mam malutkie mieszkanie, suknia jest obszerna, leżąc w kartonie tylko zacznie niszczeć, a i tak nigdy jej już nie założę. Więc zdecydowałam się sprzedać. Na razie nikt jej nie kupił, sezon sukniowy dopiero nadejdzie, ale jeśli się nie sprzeda zabiorę ją z powrotem i pomyślę co dalej.
A Wy jak zrobiłyście? 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Pracownia MIŚKOWIEC © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka