Inni mają prawo źle o Tobie myśleć, ale Ty masz prawo się tym nie przejmować

To zdanie ostatnio dało mi sporo do myślenia. Zawsze byłam osobą, która niczym Matka Teresa starała się dogodzić całemu światu i przypadkiem nie wejść nikomu w drogę. A jak już weszłam to z pokorą przepraszałam przy okazji czyszcząc przechodniowi buty. Ot tak na wszelki wypadek by nic złego sobie o mnie nie pomyślał.

Krytykę znosiłam źle. Wciąż dążyłam do idealnego modelu samej siebie próbując jak lalka Barbie podobać się wszystkim. Ale zawsze znalazł się ktoś, kto lalek nie lubił. Wtedy bolało. Poczucie winy deptało moją samoocenę jak rozpieszczone dziecko znudzoną zabawkę. Taplałam się w błocie przez kilka dni aż doszłam do siebie, poprawiałam brudny podkoszulek i udając, że nic się nie stało szłam dalej. Niektórzy mieli mnie za twardą. Moja mentalna odmienność zmuszała mnie do takiej postawy. Inaczej zadeptali by mnie już w przedszkolu. Płakałam często, w rodzinie uchodziłam za beksę. Ale w szkole wszelkie obelgi znosiłam z godnością. Choć moje poczucie własnej wartości krążyło wokół zera nikt o tym nie wiedział. Z kamienną twarzą odpierałam ataki, kuląc się w środku jak małe dziecko. Życie dało mi po tyłku. Dzieci są okrutne. Wystarczy, że nie podporządkowujesz się niepisanym zasadom społeczeństwa by wytykali Cię palcem. Byłam dzieckiem mądrym. Szybko się uczyłam, przedkładałam wartości wpojone mi przez rodziców ponad te preferowane przez koleżanki. Dlatego miałam ich mało. W czasach gdy dziewczęta sprawdzały jak krótką spódniczkę da się założyć, by nadal nazywało się to spódniczką ja preferowałam dżinsy i bluzę. Gdy one szły na dyskotekę ja czytałam książki. Kiedy one pisały ściągi, ja się uczyłam. Kiedy one z dumą prezentowały 150 rodzajów kosmetyków na swojej wytapetowanej twarzy ja starałam się nie patrzeć w lustro udając, że moja plantacja truskawek jest niewidoczna. Nie lubiły mnie. Nie pasowałam do nich. Nie chciałam pasować. Byłam w mniejszości. Miały nade mną przewagę i psychicznie deptały mnie każdego dnia. Tylko nauczyciele patrzyli na mnie jakoś przychylniej. Jakby we mnie tkwiła cała nadzieja na pozytywną opinię klasy...

Nie łatwo jest być innym. Po tym jak kilka lat temu straciłam wszystkich przyjaciół, straciłam również zaufanie do ludzi. I przestałam używać słowa "przyjaciel". Boję się go. Wiąże się ono z wpuszczeniem kogoś do sfery bardzo osobistej, w której trzeba zachowywać się jak w bibliotece- cicho i bezszelestnie. Gdy zaufasz niewłaściwej osobie może wtargnąć ze swoimi wielkimi buciorami i rozdartą japą i zdeptać Twój świat na małe kawałeczki. Ja swój poskładałam. zajęło mi to niemal 3 lata... Posklejałam go jak wielką mozaikę tworząc nową siebie. Pewną siebie, kochającą i kochaną. I nie płaszczę się już przed całym światem, nie chcę się podobać nikomu i niczemu prócz Boga i siebie. Jeśli moje towarzystwo Ci nie odpowiada mogę pokazać Ci gdzie są drzwi. I wiedz, że nie będę za Tobą płakać. A jeśli chcesz zostać Twoim obowiązkiem jest uszanowanie mojej osobowości, charakteru, stylu bycia. Nie będę już nikomu czyścić butów.
Jestem szczęśliwa. Polecam!

4 komentarze :

  1. Hej Anetko, miałam podobnie w pewnym etapie życia, stwierdziłam, że nie ma czegoś takiego jak "przyjaźń", gdyż ludzie ranią jak cholerka. Ale mimo, że nadal używam tego słowa z rozwagą to wiem, że wcześniej trafiłam po prostu na zbyt wiele nieodpowiednich ludzi. Niektórzy jednak zasługują, żeby usłyszeć, że są "przyjaciółmi", nie sądzisz? Trzeba jednak na taką osobę trafić. A niestety często zdarza się, że mimo wszystko zostajesz zraniona, nawet jeśli wydawało się, że wszystko jest super. Ale trzeba uważać, żeby nie popaść w skrajność i nie ocenić przez to wszystkich jedną miarą. I wiadomo: tak jak mówisz, trzeba być czasami lekko egoistycznym, przestać ciągle patrzeć na innych. Ja się tego ciągle uczę, nie potrafię tak, gdyż czasami nawet zbytnio mi zależy na kimś innym. Nawet jeśli nie jest się z nim blisko. W każdym bądź razie z tym podobaniem się nikomu to też zależy jak to interpretować. Oczywiście jest to bardzo trafne i mądre ale co z osobami, które się o nas troszczą, z którymi mamy szczególną więź? :) W ich wypadku jest taki trochę wyjątek, nie uważasz? Te osoby zazwyczaj akceptują Cię taką jaką jesteś ale z drugiej strony nie ma się ich "gdzieś" i czasami o te osoby też można się na pewien sposób postarać :D Do czego zmierzam to żeby robić wszystko z rozumem. I nie popadać w skrajności. Co myślisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście! :) Są ludzie w moim życiu o których zawsze mogłam i mogę powiedzieć, że są przyjaciółmi. I nadal chcę pomagać ludziom (znajomym i nieznajomym). Szanuję wszystkich, nawet tych, którzy dali mi po łapach. Ale w tym o czym pisałam chodziło mi głównie o to, że zbyt często stawiamy dobro innych ponad własnym, a kiedy okazuje się, że ci ludzie nie byli tego warci nie mamy nikogo- ani ich, ani siebie. Warto więc zadbać o siebie, dobrze czuć się samemu ze sobą, nie podporządkowywać się innym. Ludzie, którym zależy na nas będą nas akceptowali takimi jakimi jesteśmy, a ludzie, którzy wymagają od nas zmian by należeć do ich grona przyjaciół nie są tego warci :)
      Ps. Mogę wiedzieć kto się kryje pod tym Anonimem? :)

      Usuń
    2. Taka tam... o elfach-niewolnikach pisze opowiadania :D Fajny blog! I mądra osóbka która go prowadzi :D

      Usuń

Pracownia MIŚKOWIEC © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka